28 listopada 2014

Za co kocham swoje Blogowe Dziecko.

Brak komentarzy:
 
Fot. http://wallpaperswide.com/
Ponoć "30-tka" na karku to taki wiekowy Rubikon, moment, w którym życie podejmuje za nas nieodwołalną decyzję o tym, że jesteśmy, a przynajmniej - powinniśmy być - poważnymi i statecznymi ludźmi. Koniecznie 
z własnymi czterema kątami i minimum jednym kredytem po uszy, a czasami również sierściowym zwierzęciem 
w dowolnej ilości, zakładając, że głośniej niż na psie lub kocie pukle kichamy przeziębieni. Dobrze byłoby też przy okazji "30-tki" zaopatrzyć się w dziecko. 

No to się zaopatrzyłam. W (jeszcze) młodzieńczym szaleństwie i rozkoszy chwili, całe dwa lata i kilka miesięcy przed godziną zero z trójką z przodu, w której to chwili ma zostać pochowana moja dwudziestoletnia beztroska. Tym sposobem, moje Blogowe Dziecko obchodzi dzisiaj nieparzysty dwudziesty dziewiąty wpis, mając dwa i pół miesiąca. Jubileusz nieokrągły, ale dobry, jak każdy inny, żeby powiedzieć sobie głośno, wyraźnie i wyraziście (patrz: pamięć dwudziestoletnia bez trudu odtwarzająca nauki polonistek sprzed lat) za co kocham je jak szalona.

Bo kocham i się tego nie wstydzę, za wszystko, co poniżej i jeszcze za to, co nie przyszło mi teraz do głowy.

MOJOŚĆ
Jak każda matka, darzę swoje dziecko miłością bezwarunkową, a wystarczającym powodem do jej eksplozji był wrzask pierwszego wpisu. Blogowe Dziecko wyszło z moich myśli i moich palców, mimo że rozwijało się wewnątrz mnie krócej niż dziewięć miesięcy. Jest moje do szpiku ostatniego słowa i przecinków pomiędzy. W genach ma znane mi nastroje, a nawet - ich huśtawki, których dziecku zabronić przecież nie mogę. Chcę, żeby zdrowo się rozwijało i było szczęśliwe prostymi chwilami szczęścia, dlatego jeszcze długo planuję je karmić dobrą
i pozytywną energią. I przykro mi, jeśli ktoś ma na temat tego pokarmu odmienne zdanie. Bo dziecko jest moje
a cycek czy butelka też należą do mnie.

NOWA PASJA DO KOLEKCJI
Jako dziecko nie zaczęłam grać na skrzypcach, w tenisa ani tańczyć w balecie, chociaż ostatnia z opcji była poważnie rozpatrywana. Nie wyrosłam w kulcie hobby przeradzającego się w pasję witaną codziennie
z uśmiechem albo okupowaną ciężką pracą i wyczerpaniem, często fizycznym. Zawsze wiele rzeczy lubiłam, ale nie na tyle, żeby okleić je etykietą dumnie i wiążąco brzmiących pasji. Zanim zdałam sobie z tego sprawę, te ostatnie po prostu się pojawiły, choć są bardzo zwyczajne i najprostsze z możliwych. Biegnę. Często do utraty tchu,
a czasami prosto do kuchni. Tam kulinarzę. Z garścią przepisów albo głową pełną nowych pomysłów. Od jakiegoś czasu, już najedzona, zatapiam się w fotelu i oddaję kolejnej pasji. Pisaninie. Kształtowaniu mojego Blogowego Dziecka.

ŚWIEŻE SPOJRZENIE
Blogowe macierzyństwo zaowocowało czymś jeszcze, bardzo cennym. Nową perspektywą. Siłą rzeczy, myśli, które przelewam strumieniem na ekran nie tylko żyją swoim życiem, ale są również obserwowane przeze mnie
z boku. Przy pomocy zupełnie świeżego, innego niż dotychczas spojrzenia. I tak sobie na nie patrzę, przez okulary różowe i upajając się wszystkim, co wokół albo przez te ciemne, żeby przykryć każdą łzę. Widzę wtedy wyraźnie drugie, piąte i ósme dno tego, co siedzi w mojej głowie. I bardzo lubię ten obraz, namalowany nie inaczej niż ręką mojego Blogowego Dziecka. 

Śpieszmy się kochać nie tylko ludzi, ale również samo życie i każdy milimetr tego, co dla nas ważne, bo zanim się obejrzymy, dorośnie zbyt szybko.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff